Za nami pierwszy dzień I Kongresu Muzealników Polskich. Co za tłumy! Muzealnicy-terenowcy, garniturowcy, hipisowcy, rockersi, mundurowi a nawet muzealnicy w sutannach i habitach… Dowiaduję się o muzeach najmniejszych, w małych miasteczkach, na wsiach, przydrożnych, prywatnych. Przysłuchuję się panelowi dotyczącemu ograniczeń w pracy muzealników: niejasnych i nierzadko sprzecznych przepisów, niekończącej się sprawozdawczości i przygniatającej biurokracji, tworzących atmosferę nieufności pomiędzy muzealnikami a administracją.
Wielkie brawa dla Jerzego Hausnera, który twardo bronił publicznej i niekomercyjnej funkcji muzeów tonących w grząskim i nieraz absurdalnym prawie, prawa do skupienia się na pracy merytorycznej a tym samym tworzenia oferty kulturalnej, która stymuluje turystykę a następnie gospodarkę nie zaś na bezpośrednim wyniku finansowym. Mówi tak, jak chcieliby mówić ludzie kultury, ale bardzo świadomie używa swojej wiedzy ekonomicznej i doświadczenia politycznego.
Przy okazji patrzę na panel – 1 kobieta na 5 facetów. Hmmm… spoglądam ogarnięta nagłym podejrzeniem do materiałów konferencyjnych – w komitecie programowym na 21 osób zaledwie 3 kobiety. Zespół uchwał – jedna kobieta. A w poprzednim poście pisałam, że w muzeach pracują kobiety, ekspertki.. na sali siedziało ich mnóstwo, ale już radykalnie mniej w komitetach, ciałach decyzyjnych. Mam nadzieję, że na następnym kongresie te proporcje będą bardziej wyrównane. Na koniec nocne zwiedzanie MS2 w doborowym towarzystwie, ale o tym potem!
[fot. Aneta Szyłak]